"Czasem szczęście przychodzi pod postacią pecha"
Dzisiejszy dzień zaczął się parszywie i zapewne tak się skończy. Los dziś mnie nie oszczędzał, najpierw zaspałam na zajęcia, później pokłóciłam się z Olgą- moją współlokatorką o bałagan w mieszkaniu, który pozostawiła po sobie wczoraj, a na deser okazało się, że moje ulubione i zarazem jedyne nadające się do wyjścia jeansy rozciągnęły się w praniu, bo ustawiłam pralkę na za wysoką temperaturę. Co oznaczało, że muszę się wybrać na zakupy, po jakieś spodnie dla siebie. Na zajęcia nie miałam już po co iść, bo zegar wskazywał już godzinę dziesiątą trzydzieści sześć, co oznaczało, że zajęcia kończą się dziś wyjątkowo za niecałe trzy godziny. Olga pól godziny temu opuściła mieszkanie zła jak osa z powodu moich pretensji, co do bałaganu w naszym maluteńkim mieszkaniu. Paradując w mojej koszuli nocnej w serduszka zabrałam się za robienie śniadania, padło na jajecznice na maśle. Gdy mój posiłek był już gotowy zaniosłam go do pokoju Olgi, w którym był telewizor i można było powiedzieć, że pokój robił za salon. Szybko wróciłam po kubek z moją ulubioną malinową herbatą, po drodze chwyciłam jeszcze kromkę chleba, który niestety był czerstwy, ale tak to jest jak kupuję się na promocji. Gdy pochłaniałam moje śniadanie, przyszedł mi sms, jak się okazało, moja uczennica rozchorowała się i odwołała dzisiejsze lekcje, co oznaczało do mnie zmniejszenie się mojego budżetu o 25 zł. Łzy popłynęły z moich oczu, miałam już wszystkiego serdecznie dość, coraz częściej kłóciłam się z Olgą, do tego wiecznie ciągnące się za mną problemy finansowe... Mama wysyłała mi tyle ile mogła, a ja sama upewniałam ją w przekonaniu, że mi wystarcza, niestety prawda była całkiem inna. Pieniądze, które dostawałam od niej, co miesiąc starczały na opłacenie połowy rachunków- drugą połowę płaciła Olga, po wykonaniu płatności w mojej kieszeni zostawało sto dwadzieścia złotych, a do opłacenie zostawał mi czynsz, który kosztował siedemset złotych, tyle samo co Olgi. Dlatego jakby nie moja praca i udzielane przeze mnie korepetycje z chemii zdechłabym z głodu. Mama dobrze wiedziała, że pracuję, ale nie zdawała sobie sprawy, że z wysyłanych przez nią pieniędzy zostaje mi tak mało, i że aż tyle brakuję mi na opłacenie mieszkania, nie wspominając o życiu. Nie zamierzałam jej w tej sprawie uświadamiać, wiedziałam, że wysyła mi ile może, i że sama nie żyje w wielkim luksusie. Usłyszałam charakterystyczny szczęk przekręcanego klucza w zamku, co oznaczało, że Olga wraca. Szybko przetarłam zapłakaną twarz, wyłączyłam telewizor i z brudnym talerzem, jak i kubkiem udałam się do kuchni. Gdy myłam naczynia Olga weszła do kuchni, wyszperała coś z lodówki i szybko opuściła kuchnię, zasuwając drzwi oddzielające to pomieszczenie, od jej pokoju. Wytarłam mokre dłonie i poszłam do siebie, gdzie przebrałam się w leginsy i miętową bluzkę, szybkim krokiem udałam się do łazienki, gdzie zajęłam się makijażem. Przeglądnęłam się w lustrze, wyglądałam przyzwoicie. Włosy rozczesałam i związałam w kucyka. Psiknęłam się jeszcze moją ulubioną różaną mgiełką i opuściłam łazienkę. Wróciłam się do mojego pokoju, z którego wzięłam jeszcze portfel i torebkę, w której nie znalazłam niestety telefony, co oznaczało ze został w pokoju Olgi. Bez słowa weszłam do niego i po wzięciu mojej Noki opuściłam jej pokój. Na nogi założyłam miętowe trampki, na siebie narzuciłam jeszcze kurtkę jeansową i opuściłam mieszkanie, które po chwili zostało przeze mnie zamknięte, na przysłowiowe cztery spusty. Z racji, że miałam dziś „wolne” to postanowiłam udać się na zakupy spacerkiem, co było dobrym rozwiązaniem, bo nie miałam ochoty już uciekać przed kanarami, czy wysiadać trzy ulice wcześniej, gdy takowy pojawi się w metrze, czy autobusie. Po dwudziestu minutach znalazłam się w jednym z lumpeksów, w których to zaczęłam poszukiwania idealnych spodni dla mnie, co nie było łatwe, bo w moje dłonie wpadały tylko duże rozmiary, a sama nosiłam 34/36, którego nie było łatwo znaleźć. Po długich przeszukiwaniach znalazłam coś dla siebie, w ręce wpadła mi też śliczna tunika, ale niestety nie mogłam sobie na nią pozwolić, zwłaszcza że dziś przez odwołane korki nie zarobiłam nic. Do wypłaty zostało dwanaście dni, a w moim portfelu znajduję się nie całe osiemdziesiąt złotych. Po zapłaceniu odpowiedniej sumy, ruszyłam do wyjścia. Schodząc, że schodów, które prowadziły do sklepu źle sobie stanęła, po chwili poczułam ostry ból w okolicach śródstopia. Ból był na tyle silny, że zmuszona byłam usiąść na schodach, a moja reklamówka sturlała się na chodnik, próbowałam ściągnąć sobie buta, by ocenić na ile noga jest uszkodzona i czy już puchnie, ale ból mi to uniemożliwił. Po chwili podniosłam swoje ciało, wcześniej chwytając się barierki. Powoli zeszłam ze schodów opierając się o barierkę. Noga coraz bardziej bolała, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Nieudolnie próbowałam podnieść reklamówkę z moimi spodniami, ale niestety ból coraz bardziej uniemożliwiał mi każdy ruch. Mijało mnie wiele ludzi, jak to w Krakowie, ale niestety nikt mi nie pomógł, a ja sama wstydziłam się o takową pomoc poprosić. Po wielu próbach podniesienia reklamówki, usiadłam z bezsilności na ostatnim schodku, co było wręcz zbawienne dla bolącej mnie nogi. Zdrową nogą próbowałam dosięgnąć reklamówkę, choć nie szło mi najlepiej.
-Może
Pani pomogę?- Przestraszona podniosłam głowę na chłopaka, który to bez problemu
podniósł moją reklamówkę.
-Dziękuję.-
Powiedziałam, gdy w moich dłoniach w końcu znalazła się reklamówka.
-Nie
ma za co.- Chłopak , a właściwie
mężczyzna uśmiechnął się do mnie.- Coś się stało?- Spytał, jakby szukając powodu,
przez który miałam takie problemy z dostaniem mojej rzeczy.
-Schodziłam
ze schodów i źle sobie stanęłam.- Powiedziałam przybita, próbując poruszyć
stopą.
-Nie
ruszaj nią, bo tylko pogorszysz sprawę.- Chłopak upomniał mnie.- Dasz rade iść?
– Popatrzył na mnie wyczekująco, na co ja skinęłam głową. –Cholera, że ja
akurat postawiłem dziś na spacer, autem było by lepiej... No nic, pomogę Ci
wstać i spróbujemy dostać się do jakiegoś szpitala.
-Nie
naprawdę nie trzeba poradzę sobie, zaraz samo przestanie boleć. – Powiedziałam próbując
stanąć na nodze niestety ból był na tyle silny, że po chwili moja tylnia część
znów spotkała się z zimnymi płytkami.
-Samo
nic nie przejdzie. Pomogę Ci wstać, oprzesz się o mnie, to będzie Ci lepiej
iść, a ulicę dalej jest postój taksówek, tak że dalej już bez problemu
dostaniemy się do szpitala.
-Naprawdę
nie trzeba, poradzę sobie.
-Nie
przyjmuję odmowy, a teraz pomogę Ci wstać, bo noga z minuty na minutę będzie
bardziej bolała. –Chłopak delikatnie chwycił mnie za ramiona, po chwili moje
ciało znalazło się już w pionie.
Szłam
oparta o ramie chłopaka, kuśtykając na jedną nogę, nasze tępo przypominało
żółwie, ale końcu doszliśmy do postoju taksówek. Chłopak otworzył mi drzwi jednej z taksówek i
pomógł mi się do niej wgramolić, po chwili i on znalazł się na tylniej kanapie.
-Do
najbliższego szpitala proszę.- Mężczyzna odezwał się pierwszy raz od początku
naszej „podróży”. Kierowca spojrzał na
nas przez ramię i bez słowa odpalił auto.
-Nie
musiałeś, teraz już na sto procent sobie poradzę- Swój wzrok skierowałam na
chłopaka, który mi tak bardzo pomógł, był bardzo przystojny, może do
najwyższych nie należał, ale za to piękny uśmiech, ciemne oczy i kruczo czarne
włosy, rekompensowały ten mankament.
-Chyba
nie myślałaś, że Cię tak zostawię- Chłopak uśmiechnął się do mnie.
Po
chwili taksówka zatrzymała się pod jednym z Karkowskich szpitali.
-Trzydzieści
osiem złotych się należy.- Burknął niezbyt mile pan taksówkarz.
-Zaczęłam
gmerać w mojej torebce, w poszukiwaniu portfela, może nie będę miała za coś
żyć, ale swój honor mam. Niestety chłopak ubiegł mnie i wręczył taksówkarzami czterdzieści
złotych.
-Ja
Ci oddam te pieniądze- Powiedziałam po wyjściu z taksówki.
-Nawet
się nie wygłupiaj.- Chłopak nastawił mi ramię, abym mogła przy jego pomocy
dokuśtykać jakoś do szpitala.
-Proszę
Cię!- Mój honor nie pozwalał mi na to, by jakiś obcy facet, który i tak marnuję
na mnie czas, tracił jeszcze na mnie pieniądze.
-Dobra,
dobra, ale to później, jak dowiemy się co z twoją nogą.
Po
chwili weszliśmy do budynku, w którym to pokierowano nas na odpowiednie piętro.
Niestety kolejka była bardzo długa, ale mój towarzysz uparł się, że poczeka ze
mną, żadne z nas się nie odzywało. Po ponad dwóch godzinach czekania, zostałam
zaproszona do gabinetu, z którego po trzech minutach wyszłam ze skierowaniem na
rentgen. Po piętnastu minutach znów znalazłam się przed tym samym gabinetem
lekarskim, w tak samo długiej kolejce. Mój towarzysz w drodze powrotnej z rentgena
rzucił okiem, na moje prześwietlenie twierdząc, że się trochę na tym znam.
Uspokoiłam się kiedy stwierdził, że to nic powarznego, a jedynie lekko zerwane
ścięgno i że jako nie jestem sportowcem dużo szkody mi to nie narobi. Po półgodzinnym
czekaniu, znowu zawitałam do gabinetu, Pan doktor potwierdził przepuszczenia
chłopaka i zapisałam mi tylko receptę na jakąś maść i opaskę uciskową, po
chwili byłam już na korytarzu.
-Noi
jak? –Spytał chłopak wstając z plastikowego krzesła.
-Miałeś
rację, teraz tylko odwiedzę aptekę i wreszcie mogę iść do domu.
-No
to co idziemy do apteki?- Spytał chłopak, patrząc wyczekująco.
-Dziękuję
Ci bardzo za twoją pomoc, ale teraz już naprawdę sobie sama poradzę...- Mówiąc
to przeszukiwałam moją torebkę w poszukiwaniu portfela.
-Naprawdę
nie ma za co.
-Proszę.- Powiedziałam podsuwając pod niego dwa
dwudziesto złotowe banknoty.
-No
co ty, Laura nie wygłupiaj się, chciałem to zapłaciłem za tą taksówkę.-Chłopak
zaczął wypierać się wzięcia ode mnie pieniędzy.
-Laura?
Skąd znasz moje imię, przecież Ci się nie przedstawiłam...
-Nie
poznałaś mnie? Jesteś barmanką w klubie „Orange”, kiedyś pomagałaś mi
zanieść drinki, byłem tak z kumplami, a
wcześniej skończyła się beczka z piwem jak zamawiałem i drugi barman pomagał Ci
ją zmienić.-Chłopak zaczął wszystko mi wyjaśniać.
-Faktycznie
było coś takie, ale nie mogę sobie przypomnieć twojego imienia.-Rzuciłam
zakłopotana, a na moich policzkach królował róż, cholera zawszę tak jest!
-Maciek.-Chłopak
uśmiechnął się do mnie, a ja jeszcze bardziej się speszyłam na myśl, że
doskonale widzi, jaką cegłę spaliłam.
-No to Maćku weź te pieniądze i nawet mnie nie
denerwuj- Powiedziałam przysuwając do niego rękę z banknotami.
-Choć
już do tej apteki.- Rzucił Maciek i nie czekając na mnie poszedł w stronę
windy.
Po
wykupieniu mojej recepty w moim portfelu znajdowało się parszywe trzydzieści
złotych.
-Maciek
ja teraz nie mam przy sobie tylu pieniędzy, ale ja Ci oddam.- Powiedziałam,
idąc wraz z nim w stronę przystanków autobusowych.
-Nawet
się nie wygłupiaj Laura.
Noga
bolała jeszcze, ale już nie aż tak, za pewne dzięki temu, że Maciek przekonał
mnie bym już w szpitalu ją wysmarowała i założyła opaskę.
-Odprowadził
bym Cię, ale za chwilę mam zajęcia...
-No
co ty i tak bardzo mi pomogłeś. Dziękuję za wszystko- Powiedziałam uśmiechając
się do niego.
-Mam
nadzieję, że autobus zaraz przyjedzie i jako tako dotrzesz do domu, noi ze z
nogą będzie lepiej, a teraz przepraszam, ale i tak już jestem spóźniony.
-No
pewnie, idź, idź i tak za dużo czasu straciłeś na mnie.
-
Nie wygłupiaj się, a teraz trzymaj.-Chłopak podał mi reklamówkę z moim
dzisiejszym, tak nieszczęśliwym zakupem.
-To
cześć- Rzucił i zaczął się oddalać.
-Do
widzenia Maćku.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ufff! Miśki zdaję sobie sprawę ile mnie tutaj nie było;/ Ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że jestem w 3 klasie i z czasem było krucho.;( Na szczęście wakacje coraz bliżej, więc i czas się znalazł ;p Tak, że obiecuję poprawę jak i to, że nie będzie już tak długiej przerwy! ;)
Komentujcie bo nie wiem czy jest dla kogo pisać...
PS. Zdaję sb sprawę , że są błędy, ale pisałam ten rozdział pół dnia i nie mam siły już ich poprawiać, już mi się wszystko mieni w oczach.
Buziaki ;**