sobota, 20 czerwca 2015

Szept drugi.

                                      "Czasem szczęście przychodzi pod postacią pecha"


 Dzisiejszy dzień zaczął się parszywie i zapewne tak się skończy. Los dziś mnie nie oszczędzał, najpierw zaspałam na zajęcia, później pokłóciłam się z Olgą- moją współlokatorką o bałagan w mieszkaniu, który pozostawiła po sobie wczoraj, a na deser okazało się, że moje ulubione i zarazem jedyne nadające się do wyjścia jeansy rozciągnęły się w praniu, bo ustawiłam pralkę na za wysoką temperaturę. Co oznaczało, że muszę się wybrać na zakupy, po jakieś spodnie dla siebie. Na zajęcia nie miałam już po co iść, bo zegar wskazywał już godzinę dziesiątą trzydzieści sześć, co oznaczało, że zajęcia kończą się dziś wyjątkowo za niecałe trzy godziny. Olga pól godziny temu opuściła mieszkanie zła jak osa z powodu moich pretensji, co do bałaganu w naszym maluteńkim mieszkaniu. Paradując w mojej koszuli nocnej w serduszka zabrałam się za robienie śniadania, padło na jajecznice na maśle. Gdy mój posiłek był już gotowy zaniosłam go do pokoju Olgi, w którym był telewizor i można było powiedzieć, że pokój robił za salon. Szybko wróciłam po kubek z moją ulubioną malinową herbatą, po drodze chwyciłam jeszcze kromkę chleba, który niestety był czerstwy, ale tak to jest jak kupuję się na promocji. Gdy pochłaniałam moje śniadanie, przyszedł mi sms, jak się okazało, moja uczennica rozchorowała się i odwołała dzisiejsze lekcje, co oznaczało do mnie zmniejszenie się mojego budżetu o 25 zł. Łzy popłynęły z moich oczu, miałam już wszystkiego serdecznie dość, coraz częściej kłóciłam się z Olgą, do tego wiecznie ciągnące się za mną problemy finansowe... Mama wysyłała mi tyle ile mogła, a ja sama upewniałam ją w przekonaniu, że mi wystarcza, niestety prawda była całkiem inna. Pieniądze, które dostawałam od niej, co miesiąc starczały na opłacenie połowy rachunków- drugą połowę płaciła Olga, po wykonaniu płatności w mojej kieszeni zostawało sto dwadzieścia złotych, a do opłacenie zostawał mi czynsz, który kosztował siedemset złotych, tyle samo co Olgi. Dlatego jakby nie moja praca i udzielane przeze mnie korepetycje z chemii zdechłabym z głodu. Mama dobrze wiedziała, że pracuję, ale nie zdawała sobie sprawy, że z wysyłanych przez nią pieniędzy zostaje mi tak mało, i że aż tyle brakuję mi na opłacenie mieszkania, nie wspominając o życiu. Nie zamierzałam jej w tej sprawie uświadamiać, wiedziałam, że wysyła mi ile może, i że sama nie żyje w wielkim luksusie. Usłyszałam charakterystyczny szczęk przekręcanego klucza w zamku, co oznaczało, że Olga wraca. Szybko przetarłam zapłakaną twarz, wyłączyłam telewizor i z brudnym talerzem, jak i kubkiem udałam się do kuchni. Gdy myłam naczynia Olga weszła do kuchni, wyszperała coś z lodówki i szybko opuściła kuchnię, zasuwając drzwi oddzielające to pomieszczenie, od jej pokoju. Wytarłam mokre dłonie i poszłam do siebie, gdzie przebrałam się w leginsy i miętową bluzkę, szybkim krokiem udałam się do łazienki, gdzie zajęłam się makijażem. Przeglądnęłam się w lustrze, wyglądałam przyzwoicie. Włosy rozczesałam i związałam w kucyka. Psiknęłam się jeszcze moją ulubioną różaną mgiełką i opuściłam łazienkę. Wróciłam się do mojego pokoju, z którego wzięłam jeszcze portfel i torebkę, w której nie znalazłam niestety telefony, co oznaczało ze został w pokoju Olgi. Bez słowa weszłam do niego i po wzięciu mojej Noki opuściłam jej pokój. Na nogi założyłam miętowe trampki, na siebie narzuciłam jeszcze kurtkę jeansową i opuściłam mieszkanie, które po chwili zostało przeze mnie zamknięte, na przysłowiowe cztery spusty. Z racji, że miałam dziś „wolne” to postanowiłam udać się na zakupy spacerkiem, co było dobrym rozwiązaniem, bo nie miałam ochoty już uciekać przed kanarami, czy wysiadać trzy ulice wcześniej, gdy takowy pojawi się w metrze, czy autobusie. Po dwudziestu minutach znalazłam się w jednym z lumpeksów, w których to zaczęłam poszukiwania idealnych spodni dla mnie, co nie było łatwe, bo w moje dłonie wpadały  tylko duże rozmiary, a sama nosiłam 34/36, którego nie było łatwo znaleźć. Po długich przeszukiwaniach znalazłam coś dla siebie, w ręce wpadła mi też śliczna tunika, ale niestety nie mogłam sobie na nią pozwolić, zwłaszcza że dziś przez odwołane korki nie zarobiłam nic. Do wypłaty zostało dwanaście dni, a w moim portfelu znajduję się nie całe osiemdziesiąt złotych. Po zapłaceniu odpowiedniej sumy, ruszyłam do wyjścia. Schodząc, że schodów, które prowadziły do sklepu źle sobie stanęła, po chwili poczułam ostry ból w okolicach śródstopia. Ból był na tyle silny, że zmuszona byłam usiąść na schodach, a moja reklamówka sturlała się na chodnik, próbowałam ściągnąć sobie buta, by ocenić na ile noga jest uszkodzona i czy już puchnie, ale ból mi to uniemożliwił. Po chwili podniosłam swoje ciało, wcześniej chwytając się barierki. Powoli zeszłam ze schodów opierając się o barierkę. Noga coraz bardziej bolała, a ja miałam ochotę się rozpłakać.  Nieudolnie próbowałam podnieść reklamówkę z moimi spodniami, ale niestety ból coraz bardziej uniemożliwiał mi każdy ruch. Mijało mnie wiele ludzi, jak to w Krakowie, ale niestety nikt mi nie pomógł, a ja sama wstydziłam się o takową pomoc poprosić. Po wielu próbach podniesienia reklamówki, usiadłam z bezsilności na ostatnim schodku, co było wręcz zbawienne dla bolącej mnie nogi. Zdrową nogą próbowałam dosięgnąć reklamówkę, choć nie szło mi najlepiej.
-Może Pani pomogę?- Przestraszona podniosłam głowę na chłopaka, który to bez problemu podniósł moją reklamówkę.
-Dziękuję.- Powiedziałam, gdy w moich dłoniach w końcu znalazła się reklamówka.
-Nie ma za co.-  Chłopak , a właściwie mężczyzna uśmiechnął się do mnie.- Coś się stało?- Spytał, jakby szukając powodu, przez który miałam takie problemy z dostaniem mojej rzeczy.
-Schodziłam ze schodów i źle sobie stanęłam.- Powiedziałam przybita, próbując poruszyć stopą.
-Nie ruszaj nią, bo tylko pogorszysz sprawę.- Chłopak upomniał mnie.- Dasz rade iść? – Popatrzył na mnie wyczekująco, na co ja skinęłam głową. –Cholera, że ja akurat postawiłem dziś na spacer, autem było by lepiej... No nic, pomogę Ci wstać i spróbujemy dostać się do jakiegoś szpitala.
-Nie naprawdę nie trzeba poradzę sobie, zaraz samo przestanie boleć. – Powiedziałam próbując stanąć na nodze niestety ból był na tyle silny, że po chwili moja tylnia część znów spotkała się z zimnymi płytkami.
-Samo nic nie przejdzie. Pomogę Ci wstać, oprzesz się o mnie, to będzie Ci lepiej iść, a ulicę dalej jest postój taksówek, tak że dalej już bez problemu dostaniemy się do szpitala.
-Naprawdę nie trzeba, poradzę sobie.
-Nie przyjmuję odmowy, a teraz pomogę Ci wstać, bo noga z minuty na minutę będzie bardziej bolała. –Chłopak delikatnie chwycił mnie za ramiona, po chwili moje ciało znalazło się już w pionie.
Szłam oparta o ramie chłopaka, kuśtykając na jedną nogę, nasze tępo przypominało żółwie, ale końcu doszliśmy do postoju taksówek.  Chłopak otworzył mi drzwi jednej z taksówek i pomógł mi się do niej wgramolić, po chwili i on znalazł się na tylniej kanapie.
-Do najbliższego szpitala proszę.- Mężczyzna odezwał się pierwszy raz od początku naszej „podróży”.  Kierowca spojrzał na nas przez ramię i bez słowa odpalił auto.
-Nie musiałeś, teraz już na sto procent sobie poradzę- Swój wzrok skierowałam na chłopaka, który mi tak bardzo pomógł, był bardzo przystojny, może do najwyższych nie należał, ale za to piękny uśmiech, ciemne oczy i kruczo czarne włosy, rekompensowały ten mankament.
-Chyba nie myślałaś, że Cię tak zostawię- Chłopak uśmiechnął się do mnie.
Po chwili taksówka zatrzymała się pod jednym z Karkowskich szpitali.
-Trzydzieści osiem złotych się należy.- Burknął niezbyt mile pan taksówkarz.
-Zaczęłam gmerać w mojej torebce, w poszukiwaniu portfela, może nie będę miała za coś żyć, ale swój honor mam. Niestety chłopak ubiegł mnie i wręczył taksówkarzami czterdzieści złotych.
-Ja Ci oddam te pieniądze- Powiedziałam po wyjściu z taksówki.
-Nawet się nie wygłupiaj.- Chłopak nastawił mi ramię, abym mogła przy jego pomocy dokuśtykać jakoś do szpitala.
-Proszę Cię!- Mój honor nie pozwalał mi na to, by jakiś obcy facet, który i tak marnuję na mnie czas, tracił jeszcze na mnie pieniądze.
-Dobra, dobra, ale to później, jak dowiemy się co z twoją nogą.
Po chwili weszliśmy do budynku, w którym to pokierowano nas na odpowiednie piętro. Niestety kolejka była bardzo długa, ale mój towarzysz uparł się, że poczeka ze mną, żadne z nas się nie odzywało. Po ponad dwóch godzinach czekania, zostałam zaproszona do gabinetu, z którego po trzech minutach wyszłam ze skierowaniem na rentgen. Po piętnastu minutach znów znalazłam się przed tym samym gabinetem lekarskim, w tak samo długiej kolejce. Mój towarzysz w drodze powrotnej z rentgena rzucił okiem, na moje prześwietlenie twierdząc, że się trochę na tym znam. Uspokoiłam się kiedy stwierdził, że to nic powarznego, a jedynie lekko zerwane ścięgno i że jako nie jestem sportowcem dużo szkody mi to nie narobi. Po półgodzinnym czekaniu, znowu zawitałam do gabinetu, Pan doktor potwierdził przepuszczenia chłopaka i zapisałam mi tylko receptę na jakąś maść i opaskę uciskową, po chwili byłam już na korytarzu.
-Noi jak? –Spytał chłopak wstając z plastikowego krzesła.
-Miałeś rację, teraz tylko odwiedzę aptekę i wreszcie mogę iść do domu.
-No to co idziemy do apteki?- Spytał chłopak, patrząc wyczekująco.
-Dziękuję Ci bardzo za twoją pomoc, ale teraz już naprawdę sobie sama poradzę...- Mówiąc to przeszukiwałam moją torebkę w poszukiwaniu portfela.
-Naprawdę nie ma za co.
-Proszę.-  Powiedziałam podsuwając pod niego dwa dwudziesto złotowe banknoty.
-No co ty, Laura nie wygłupiaj się, chciałem to zapłaciłem za tą taksówkę.-Chłopak zaczął wypierać się wzięcia ode mnie pieniędzy.
-Laura? Skąd znasz moje imię, przecież Ci się nie przedstawiłam...
-Nie poznałaś mnie? Jesteś barmanką w klubie „Orange”, kiedyś pomagałaś mi zanieść  drinki, byłem tak z kumplami, a wcześniej skończyła się beczka z piwem jak zamawiałem i drugi barman pomagał Ci ją zmienić.-Chłopak zaczął wszystko mi wyjaśniać.
-Faktycznie było coś takie, ale nie mogę sobie przypomnieć twojego imienia.-Rzuciłam zakłopotana, a na moich policzkach królował róż, cholera zawszę tak jest!
-Maciek.-Chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja jeszcze bardziej się speszyłam na myśl, że doskonale widzi, jaką cegłę spaliłam.
 -No to Maćku weź te pieniądze i nawet mnie nie denerwuj- Powiedziałam przysuwając do niego rękę z banknotami.
-Choć już do tej apteki.- Rzucił Maciek i nie czekając na mnie poszedł w stronę windy.
Po wykupieniu mojej recepty w moim portfelu znajdowało się parszywe trzydzieści złotych.
-Maciek ja teraz nie mam przy sobie tylu pieniędzy, ale ja Ci oddam.- Powiedziałam, idąc wraz z nim w stronę przystanków autobusowych.
-Nawet się nie wygłupiaj Laura.
Noga bolała jeszcze, ale już nie aż tak, za pewne dzięki temu, że Maciek przekonał mnie bym już w szpitalu ją wysmarowała i założyła opaskę.
-Odprowadził bym Cię, ale za chwilę mam zajęcia...
-No co ty i tak bardzo mi pomogłeś. Dziękuję za wszystko- Powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Mam nadzieję, że autobus zaraz przyjedzie i jako tako dotrzesz do domu, noi ze z nogą będzie lepiej, a teraz przepraszam, ale i tak już jestem spóźniony.
-No pewnie, idź, idź i tak za dużo czasu straciłeś na mnie.
- Nie wygłupiaj się, a teraz trzymaj.-Chłopak podał mi reklamówkę z moim dzisiejszym, tak nieszczęśliwym zakupem.
-To cześć- Rzucił i zaczął się oddalać.
-Do widzenia Maćku.



------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ufff! Miśki zdaję sobie sprawę ile mnie tutaj nie było;/ Ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że jestem w 3 klasie i z czasem było krucho.;( Na szczęście wakacje coraz bliżej, więc i czas się znalazł ;p Tak, że obiecuję poprawę jak i to, że nie będzie już tak długiej przerwy! ;)
Komentujcie bo nie wiem czy jest dla kogo pisać... 
 PS. Zdaję sb sprawę , że są błędy, ale pisałam ten rozdział pół dnia i nie mam siły już ich poprawiać, już mi się wszystko mieni w oczach.
Buziaki ;**

sobota, 14 marca 2015

Szept pierwszy.

Siedziała właśnie na zajęciach, gdy w jej kieszeni zaczął wibrować telefon, dyskretnie sięgnęła po niego. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość, nadawca Pan Nowicki, jej pracodawca, który to informował ją właśnie, że jej koleżanka się rozchorowała i cały weekend będzie musiała pracować. Dziewczyna siarczyście zaklęła pod nosem, gdyż był to już trzeci z kolei weekend, który to spędzi w barze. Laura opuściła uczelnie, mimo iż zajęcia miała do godziny dziewiętnastej. Chciało jej się płakać, była zmęczona, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Ledwo wiązała koniec z końcem, wynajmując dwu pokojowe, zagrzybione mieszkanie wraz z współlokatorką, bywało tak, że nie miała, za co kupić sobie jeść. Do południa była na uczelnie, później na dwudziestą szła do baru, gdzie pracowała aż do jego zamknięcia, czyli najczęściej do piątej rano, później kilka godzin snu i znowu na uczelnie, a gdy tylko trafiała jej się godzina wolnego, dawała korepetycje. Jej życie nie należało do łatwych, a wiadomość od szefa jeszcze bardziej ją przybiła. Jak zwykle jechała autobusem bez biletu, nie chodzi tu o to, że chciała przez to poczuć się "fajna" najzwyczajniej w świecie nie było jej stać na wykupienie takowego biletu miesięcznego, a że jeździła codziennie, musiała by taki na być. Potem szybkim korkiem udała się do mieszkania, gdzie przygotowała sobie obiad, w którego skład wchodził makaron z serem, w błyskawicznym tempie go pochłonęła i udała się do łazienki gdzie przebrała się w strój firmowy, czyli krótką czarną spódniczkę i ciemną wykrojoną na biuście do tego obcisłą bluzkę, na jej twarzy znalazł się mocny makijaż, podkreślający oczy, który też był wymagany w pracy. Wyszła z łazienki, chwyciwszy torebkę i klucze wyszła do pracy. W klubie przywitała się z Darkiem- barmanem, dziewczyna nie wiele myśląc chwyciła za ścierkę i zajęła się wycieraniem szklanek, co róż podając gościom zamówione przez nich drinki. W barze zatrudniona była, jako kelnerka, ale gdy w klubie jest taki tłum ludzi trudno było by przecisnąć się z tacą pełną drinków do danego stolika, nie oblewając żadnego z gości, dlatego najczęściej pomagała barmanowi, choć czasem zdarzało się, że udawała się z tacą pełną drinków do loży, ale bywało to bardzo rzadko.
-Słyszałaś szykują się podobno zwolnienia- Zagadnął do niej barman przy okazji nalewając piwa jakiemuś wysokiemu blondynowi. 
-Zajebiście- Dziewczyna zaklęła dość głośno, ale głośna muzyka zagłuszyła ten wulgaryzm i obił się on tylko o uszy Darkowi i klientom czekającym przy barze na swoje zamówienie.- Ale czemu, przecież bar dobrze prosperuje?- Spytała załamana, nie mogła sobie teraz pozwolić na stratę pracy.
-Nie, wiesz jak to jest w naszym kraju? Zwolni parę osób z naszej ekipy, przyjmie nowych, za najniższą krajową, niby my w cale więcej nie zarabiamy, ale dla szefa to zawszę coś więcej w kieszeni. 
-Głupie myślenie Polaków!- Rzuciła wściekła i wróciła do robienia sześciu kamikaze. 
Nie można powiedzieć, że lubiła tą pracę, ale jej plusem było to, że przewijało się przez bar wiele ludzi, zwłaszcza mężczyzn, którzy czasem dali jej jakiś napiwek, dlatego Laura starała się być miła dla każdego klienta licząc na drobny napiwek, który podreperuję jej jakże niski budżet. Za to sporym minusem było to, że niektórzy panowie tracili trzeźwe myślenie i gdyby niekiedy interwencja Darka, czy innego barmana, z którym była na zmianie, mogłoby się to skończyć źle, najczęściej dla niej. 


                                                              &  &  &  &  &  &



Poszedł do klubu świętować z kumplami urodziny jednego z nich. Chłopakom udało się zarezerwować lożę. Ludzi było, co nie miara. Każdemu powoli zaczynało szumieć w głowie. 

-To, co Maniek teraz twoja kolej, skiknij po drinki, ale to już! - Powiedział Kuba- jego brat, który to był chyba najbardziej pijany z nich wszystkich.
-Najlepiej z telemarkiem!- Krzyknął w jego stronę Michał zanosząc się śmiechem, tak jak całe towarzystwo. Ze śmiechem pokręcił głową i udało się do baru. Kilka ludzi stało przed nim w kolejce, wreszcie przyszła jego kolej. 
-Co podać?- Spytała niebieskooka brunetka w dość obcisłym stroju.
-Yy, to ja poproszę 8 piw. - Powiedział, wciąż patrząc na brunetkę, a właściwie na jej spory biust, który uwidoczniony był teraz pod obcisłą bluzką, po chwili sam w myślach się zganił.
-Dobrze już podaję.- Rzuciła brunetka i zajęła się nalewaniem piwa. Niestety tylko dwa kufle i trzeci do połowy udało jej się zapełnić, gdy piwo przestało lecieć z maszyny. 
-Daro, piwo się skończyło, wymienisz beczkę?- Zwróciła się do barmana. 
-Tak, już, już. -Mężczyzna chwycił z pod lady wielką beczkę, którą to po chwili wyniósł na zaplecze. 
-Bardzo Pana przepraszam- Dziewczyna skierowała swój wzrok na niego. 
-Nie, nic się nie dzieję, ja poczekam. - Dziewczyna posłała mu przepraszający uśmiech i zajęła się obsługą innych klientów. Po chwili barman wtaszczył beczkę, którą to zaraz wsadził pod blat i podpiął. 
-Gotowe- Rzucił do dziewczyny i zajął się obsługą innych klientów. Brunetka jeszcze podała drinki niskiej blondynce, biorąc za nie odpowiednią kwotę i zajęła się napełnianiem kolejnych kufli. Po chwili przed chłopakiem stało osiem pełnych po brzegi kufli z piwem. 
-Proszę i przepraszam, że musiał Pan tyle czekać. 
-Nic się nie stało, tylko cholera jak ja się z tym zabiorę...- Właśnie w tedy uświadomił sobie, ze nie wziął ze sobą żadnego z chłopaków, a sam nie weźmie 8 kufli. 
-Dam panu tackę, ale musi mi Pan zaraz ją odnieść, dobrze?- Spytała brunetka.
-Tak, tak zaraz odniosę, dziękuje Pani bardzo- Chłopak ucieszył się na ten pomysł.
Dziewczyna szybko zaczęła wykładać na tacy kufle z piwem, ale ja się można było spodziewać, kufle nie zmieściły się na jednej tacy. 
-No nic, pomogę panu to zanieść.
-Dziękuję bardzo, to ile się należy?- Dziewczyna szybko wbiła na kasie zamówienie chłopaka.
-72 zł i powiedziała z uśmiechem.  
Chłopak sięgnął do portfela i dał jej odpowiednią sumę. Po chwili obydwoje przeciskali się przed tłum tańczących ludzi, widać było, że dziewczyna ma już wprawę, bo o wiele mniej wylało jej się na tacę niż chłopakowi, który to szedł, jako pierwszy, prowadząc ich do odpowiedniej loży.
 -No Maciek wreszcie!- Rzucił jego brat.
-O i koleżankę przyprowadziłeś, czemu to mi Pani nie pomagała tego przynieść do loży jak zamawiałem?- Rzucił ze śmiechem Krzysiek do dziewczyny.
-Bo przyszedł Pan z kolegą- Odpowiedziała mu dziewczyna z uśmiechem i rozstawiła przed każdym kufel z piwem, wzięła do ręki drugą tacę i rzuciła- To do widzenia, miłej zabawy życzę.
-Dziękuję- Powiedział chłopak z uśmiechem- A tak w ogóle to Maciek jestem-Brunet wyciągnął do niej rękę. 
-Laura- Dziewczyna uścisnęła jego dłoń posyłając mu uśmiech.
-Maniek, może i nas byś przedstawił!- Oburzył się jeden z jego kolegów. 
-A no tak, Laura to jest Krzysiek, Michał, Kuba, Eryk, Tomka, Kacpra i Piotrka.- Chłopak wskazywał ręką na wszystkich po kolei siedzących w loży.
-Laura, miło było poznać, a teraz przeprasza, ale muszę wracać do pracy.- Dziewczyna chwyciła w obie ręce tace i zaczęła się przeciskać w śród tłumu do baru. 



__________________________________________________________________

 Ufff, pierwsze koty za płoty jak to mówią... :D
Rozdziały będą pojawiać się co niedzielę, tylko dziś wyjątkowo w sobotę :)
Kochani zachęcam was do komentowania, bo nie wiem czy mam dla kogo pisać tą historię;(
Oczywiście też zapraszam to zapoznania się z bohaterami, gdzie też możecie zostawić po sobie jakiś ślad, oprócz tego możecie zostawiać na siebie namiary,abym was informowała, jest też miejsce na spam, gdzie możecie zostawiać namiary na wasze blogi, miło by było jakbyście w skrócie streścili historię tak abym z jeszcze większą ciekawością wchodziła na wasze blogi :)

Buziaki! :*